Wiatr zawsze mknie przez miasta
Szare ulice zamknięte między blokami
Patrzysz jak niknie każda warstwa
Wiem, że za sobą już nic nie zostawi
Jesteś zamknięty w parceli
Patrzysz się jak deszcz zalewa przestrzeń
Czekasz aż Cię od świata oddzieli
Jest przyczyną moich wszystkich drżeń
Zapamiętaj mnie
Spróbuj wspomnieć moje imię
Zanim Twój świat przeminie
Zanim wszystko we mnie zginie
Nie zrozum mnie źle, chciałbym jeszcze wrócić
Zdaję sobie sprawę, że nie dla mnie ta droga
A już nie dane mi będzie ją sobie skrócić
Dookoła mnie już została tylko trwoga
Dla ciebie każdy dzień wygląda tak samo
Zajmujesz się wciąż swoimi dawnymi sprawami
Nie czuję jakby to było tak dawno
Chociaż czuję, że mnie nie widzisz między twarzami
Drogi Obserwatorze!
Właśnie kończy się luty. Najkrótszy miesiąc w roku. Nigdy jakoś nie przepadałem za tą częścią roku. Ale też nie idąc w drugą stronę nie żywiłem wobec tego okresu jakiejś nienawiści. Natomiast lubię wiosnę, która przychodzi niedługo potem. Kiedy wszystko budzi się do życia zapominając o troskach zeszłego roku i żyje dalej. Zawsze na swój sposób mnie to inspirowało, chociaż nigdy nie wyszło mi ubranie tego w ciekawe słowa.
Muszę przyznać, że całkiem niedawno uświadomiłem sobie coś. W ciągu ostatniego roku osiągnąłem coś co mógłbym ukryć pod pojęciem izolacji całkowitej. Odsunięcie się od wszystkiego, co mnie dręczyło, od wszystkiego co mnie wykorzystywało, od praktycznie wszystkiego. Nie do końca można to wytłumaczyć, ale po niektórych zdarzeniach pewne rzeczy nie są już możliwe do zmiany, albo jeśli chce je się zmienić, to stan wraca z powrotem do momentu wyjściowego, tylko motyw przewodni przyczyny jest inny. Efekt końcowy zazwyczaj jest taki sam. Jest to niezmiernie przykre, gdy zauważa się, że zatoczyło się pełne koło. Kiedy idziesz tą samą drogą któryś raz. Kiedy widzisz, że efekt wcale się nie zmienia.
Ciekaw jestem, Obserwatorze, co sprawia, że chcemy być zapamiętani?
Alexander
piątek, 26 lutego 2016
czwartek, 11 lutego 2016
Hedonizm
Tyś ma złota, Tyś jedyna
Czterolistna koniczyna
Poddaj się bez żalu i lęku
Mojemu głosu, mojemu wdzięku
Niemniej prosta,jednocześnie trudna
Każda tułaczka bez Ciebie jest nudna
Poddaj się mnie i zaproś mnie
Nim młodość i szczęście przeminie
Niczym się nie martw, nie ma czasu
Konsumpcjonizm nie przepadnie od razu
Nie zniwelujesz problemów świata
Nie, nie traktuj mnie jak kata
Tyś ma złota, Tyś jedyna
Czterolistna koniczyna
Poddajesz się bez słowa żadnego
Co na to moje przebrzydłe ego?
To co było i to co będzie
Nic z tego nie przybędzie
Nic wcześniej i później nie ma znaczenia
Nie odsuwaj tego pierwszego wrażenia
Nie Człowiek ma się poddać Tobie
Leczy Ty masz się poddać mojej osobie
Tyś ma złota, Tyś jedyna
Czterolistna koniczyna
Drogi Obserwatorze!
Tak więc wracam z kolejnym przemyśleniem, z kolejnym listem, aby udowodnić, że nadal istnieję i mam się nieźle. W sumie nawet mógłbym powiedzieć, że jestem względnie szczęśliwy, co praktycznie nigdy mi się nie zdarza, więc jest to jakaś dziwna forma przeżywania swojej egzystencji, dlatego nie będziemy mówić (albo przynajmniej ja nie będę opowiadać) o śmierci, bezsensie życia, beznadziejności istnienia i innych głupotach. Dzisiaj zajmiemy się przyjemnościami.
Co tak naprawdę daje szczęście? Czym jest szczęście? Arystyp twierdził, że aby doświadczyć szczęścia trzeba się wyzbyć przykrości. Później Epikur się na tym wzorował, ale nie skupiajmy się na filozofach greckich, bo to nas zaprowadzi donikąd. Osobiście nie jestem do końca pewien czym jest szczęście. Jakbym miał określić swoimi słowami jak wygląda szczęście lub miałbym je scharakteryzować, to brak rozterek są dobrym powodem do radości, ale czy do szczęścia? Myślę, że aby osiągnąć szczęście trzeba cieszyć się chwilą, trwać i być, przyjemność ma z pewnością wiele z tym wspólnego. Trzeba wykonać jakiś ruch w kierunku tego, aby móc w jakiś sposób celebrować. I tutaj myślę, że mamy wstęp do tematu jaki chciałbym dzisiaj przedstawić. Obserwatorze, nie musisz myśleć tak samo jak ja, możesz mieć zupełnie inne poglądy, ale uszanuj wizję. Wizja jest piękna i usłana rozkoszą samą w sobie. Nie jestem pewny czy chcę szukać w niej szczęścia. Kłamstwo. Oczywiście, że chcę. Dlatego tym tematem się zainteresowałem. Co z tym chcę zrobić? Nie jestem pewny. Póki co pławić się i odnaleźć coś. Szukać pytań? Nie wiem. Ten etap... myślałem, że mam za sobą. A może będę mieć całe życie przed sobą? Czy to tak naprawdę istotne? Podoba mi się motyw, że rozkosz musi współgrać z rozumem i to nie człowiek ma się poddawać rozkoszom, lecz to ona ma się poddać przed człowiekiem. To czyni ją czymś magicznym. Rozkosz łatwa nie da intensywnych doznań. Z innej strony też nie ma przyjemności słabej jakości, są tylko różne w intensywności. Czy ty prawda? Odpowiedz sobie sam.
Warto też zahaczyć o inny temat, a mianowicie odnośnie dzisiejszych czasów, kiedy to globalizacja jest na dość zaawansowanym poziomi i tak naprawdę każdy z nas jest hedonistą. Każdy dąży do zaspokojenia swoich potrzeb, zachcianek i przyjemności. Mniej lub bardziej świadomie. Kapitalizm napędzany jest potrzebą, dlatego stara się nam wpoić, że coś jest nam niezbędne do życia, tak więc to właśnie my, odbiorcy napędzamy machinę, którą każdy szykanuje. Dajemy powód do pobudzania tych zębatek. Dowartościowujemy się bezużytecznymi gadżetami. Wiem, bo sam stałem się konsumpcjonistą, który ku uciesze własnej chciwości i napompowaniu własnego ego staram się poprawić swój nieistotny statut społeczny dodając uroku osobie ocenianej przez ludzi, co ich tak naprawdę nie obchodzimy wcale. Czy warto? Nie. Czemu to robimy? Bo każdy tak robi. Poruszam w tym momencie już kolejny moralny problem dzisiejszych czasów, ten sam, który poruszył Hans Christian Andersen w baśni Nowe szaty cesarza. Zapatrzenie w siebie i pójście za owczym pędem. Warto? No cóż. I tak wiem, że nikt tego nie zmieni, bo taka jest nasza natura. Niektórych cech człowiek nie będzie w stanie się wyzbyć, dopóki będzie żyć w jakimś społeczeństwie.
Zainspirował mnie film pod tytułem Into the wild. Nie chodzi o oprawę, chociaż ona jest bardzo istotna, bo w szczególności muzyka jest zrobiona przez świetnego twórcę dzisiejszych czasów i jedną z ikon nurtu muzycznego popularnej pod koniec zeszłego millennium. Chodzi mi o to co napędza głównego bohatera. Maksymalna wolność. Odcięcie się od wszystkich więzów, od wszystkich uzależnień, od wszystkiego. Chociaż nie robi tego, nie do końca. To jednak w większości to mu się udaje i jest to inspiracją, w moim mniemaniu, do działania. Niekoniecznie takiego jakie zrobił Alexander Supertrump, ale do pokonania mojej własnej drogi, którą właśnie kroczę. Bo tak naprawdę gdyby nie on, to nie pisałbym do Ciebie tych listów. Nie czytałbyś moich przegryzionych przemyśleń. Nie byłoby mnie wcale w tych zakątkach. Nie przelewałbym na ten elektroniczny papier swoich tekstów.
W sumie tego jeszcze nie robiłem, a powinienem od tego zacząć. Życzę Ci dobrego dnia, drogi Obserwatorze. Dziękuję Ci, że chcesz być obok mnie i dlatego, że jesteś.
Twój Alexander
Czterolistna koniczyna
Poddaj się bez żalu i lęku
Mojemu głosu, mojemu wdzięku
Niemniej prosta,jednocześnie trudna
Każda tułaczka bez Ciebie jest nudna
Poddaj się mnie i zaproś mnie
Nim młodość i szczęście przeminie
Niczym się nie martw, nie ma czasu
Konsumpcjonizm nie przepadnie od razu
Nie zniwelujesz problemów świata
Nie, nie traktuj mnie jak kata
Tyś ma złota, Tyś jedyna
Czterolistna koniczyna
Poddajesz się bez słowa żadnego
Co na to moje przebrzydłe ego?
To co było i to co będzie
Nic z tego nie przybędzie
Nic wcześniej i później nie ma znaczenia
Nie odsuwaj tego pierwszego wrażenia
Nie Człowiek ma się poddać Tobie
Leczy Ty masz się poddać mojej osobie
Tyś ma złota, Tyś jedyna
Czterolistna koniczyna
Drogi Obserwatorze!
Tak więc wracam z kolejnym przemyśleniem, z kolejnym listem, aby udowodnić, że nadal istnieję i mam się nieźle. W sumie nawet mógłbym powiedzieć, że jestem względnie szczęśliwy, co praktycznie nigdy mi się nie zdarza, więc jest to jakaś dziwna forma przeżywania swojej egzystencji, dlatego nie będziemy mówić (albo przynajmniej ja nie będę opowiadać) o śmierci, bezsensie życia, beznadziejności istnienia i innych głupotach. Dzisiaj zajmiemy się przyjemnościami.
Co tak naprawdę daje szczęście? Czym jest szczęście? Arystyp twierdził, że aby doświadczyć szczęścia trzeba się wyzbyć przykrości. Później Epikur się na tym wzorował, ale nie skupiajmy się na filozofach greckich, bo to nas zaprowadzi donikąd. Osobiście nie jestem do końca pewien czym jest szczęście. Jakbym miał określić swoimi słowami jak wygląda szczęście lub miałbym je scharakteryzować, to brak rozterek są dobrym powodem do radości, ale czy do szczęścia? Myślę, że aby osiągnąć szczęście trzeba cieszyć się chwilą, trwać i być, przyjemność ma z pewnością wiele z tym wspólnego. Trzeba wykonać jakiś ruch w kierunku tego, aby móc w jakiś sposób celebrować. I tutaj myślę, że mamy wstęp do tematu jaki chciałbym dzisiaj przedstawić. Obserwatorze, nie musisz myśleć tak samo jak ja, możesz mieć zupełnie inne poglądy, ale uszanuj wizję. Wizja jest piękna i usłana rozkoszą samą w sobie. Nie jestem pewny czy chcę szukać w niej szczęścia. Kłamstwo. Oczywiście, że chcę. Dlatego tym tematem się zainteresowałem. Co z tym chcę zrobić? Nie jestem pewny. Póki co pławić się i odnaleźć coś. Szukać pytań? Nie wiem. Ten etap... myślałem, że mam za sobą. A może będę mieć całe życie przed sobą? Czy to tak naprawdę istotne? Podoba mi się motyw, że rozkosz musi współgrać z rozumem i to nie człowiek ma się poddawać rozkoszom, lecz to ona ma się poddać przed człowiekiem. To czyni ją czymś magicznym. Rozkosz łatwa nie da intensywnych doznań. Z innej strony też nie ma przyjemności słabej jakości, są tylko różne w intensywności. Czy ty prawda? Odpowiedz sobie sam.
Warto też zahaczyć o inny temat, a mianowicie odnośnie dzisiejszych czasów, kiedy to globalizacja jest na dość zaawansowanym poziomi i tak naprawdę każdy z nas jest hedonistą. Każdy dąży do zaspokojenia swoich potrzeb, zachcianek i przyjemności. Mniej lub bardziej świadomie. Kapitalizm napędzany jest potrzebą, dlatego stara się nam wpoić, że coś jest nam niezbędne do życia, tak więc to właśnie my, odbiorcy napędzamy machinę, którą każdy szykanuje. Dajemy powód do pobudzania tych zębatek. Dowartościowujemy się bezużytecznymi gadżetami. Wiem, bo sam stałem się konsumpcjonistą, który ku uciesze własnej chciwości i napompowaniu własnego ego staram się poprawić swój nieistotny statut społeczny dodając uroku osobie ocenianej przez ludzi, co ich tak naprawdę nie obchodzimy wcale. Czy warto? Nie. Czemu to robimy? Bo każdy tak robi. Poruszam w tym momencie już kolejny moralny problem dzisiejszych czasów, ten sam, który poruszył Hans Christian Andersen w baśni Nowe szaty cesarza. Zapatrzenie w siebie i pójście za owczym pędem. Warto? No cóż. I tak wiem, że nikt tego nie zmieni, bo taka jest nasza natura. Niektórych cech człowiek nie będzie w stanie się wyzbyć, dopóki będzie żyć w jakimś społeczeństwie.
Zainspirował mnie film pod tytułem Into the wild. Nie chodzi o oprawę, chociaż ona jest bardzo istotna, bo w szczególności muzyka jest zrobiona przez świetnego twórcę dzisiejszych czasów i jedną z ikon nurtu muzycznego popularnej pod koniec zeszłego millennium. Chodzi mi o to co napędza głównego bohatera. Maksymalna wolność. Odcięcie się od wszystkich więzów, od wszystkich uzależnień, od wszystkiego. Chociaż nie robi tego, nie do końca. To jednak w większości to mu się udaje i jest to inspiracją, w moim mniemaniu, do działania. Niekoniecznie takiego jakie zrobił Alexander Supertrump, ale do pokonania mojej własnej drogi, którą właśnie kroczę. Bo tak naprawdę gdyby nie on, to nie pisałbym do Ciebie tych listów. Nie czytałbyś moich przegryzionych przemyśleń. Nie byłoby mnie wcale w tych zakątkach. Nie przelewałbym na ten elektroniczny papier swoich tekstów.
W sumie tego jeszcze nie robiłem, a powinienem od tego zacząć. Życzę Ci dobrego dnia, drogi Obserwatorze. Dziękuję Ci, że chcesz być obok mnie i dlatego, że jesteś.
Twój Alexander
Subskrybuj:
Posty (Atom)