piątek, 25 grudnia 2015

Święta

Deszcz leci, lecą myśli, opadają na dno
Patrzę na to, widzę wszystko przez okno
Myśli odbijają się, tworzą kaskady wspomnień
Przebijają się, rozlatują na kałuże przemyśleń
Wszystko to wlatuje do stawu gdzie się zbiera
Czasem tonie, ginie, czasem wylewa, umiera
Leci ten wodospad, zwany wodospadem porażek
Niekończąca się liczba spadających wstążek
Zlatują z nich smutne decyzje, efekty zdarzeń
Rozmywają się i toną w stawie doświadczeń


Drogi Obserwatorze!
Właśnie trwają u mnie święta. Wieje wiatr, wrześniowa pogoda utrzymuje się od dawna, być może sierpnia. Mam koniec grudnia. Tak długiej jesieni jeszcze nie miałem. Nie tylko względem pogody, ale też i nastroju. Nie jest tak, że jest źle, o nie. Przecież nastrój to niekończąca się sinusoida, prawda? Długo walczyłem o to, żeby jej amplituda była jak najbardziej zmniejszona. Cieszę się, że minęły czasy, gdy... zresztą. Było minęło, nie ma co wracać. 
Dobrze zdaje sobie sprawę, że niektórych decyzji nie da rady cofnąć. Inne, te które były przez chwilę w głowie, ale nie doszły do zrealizowania też zostawiają swoje piętno. Najgorzej jednak się imają te, których żałujemy. A takie czasami potrafią ciągnąć się latami. W każdym razie w moim przypadku. Do dzisiaj żałuję mojego egocentryzmu w pewnym okresie. Czasami wracają do mnie niektóre przemyślenie wobec konkretnych osób. Tych, z którymi już nie rozmawiam. Te, które nie chcą już abym się odzywał lub tylko to udają. Niemniej, są święta.
I co z tego?
Czy mi z tego powodu lżej? Od paru lat nie czuję magii świąt. Odkąd rodzina mi się posypała to ten czas jest dla mnie pusty. Nieistotny. Staram się w jakiś sposób wypełnić tę pustkę. Dążyć do jakiejś utraconej tradycji. Lecz wychodzi mi jak wychodzi.
Wiem, nie powinno się patrzeć wstecz. Przeżywać w kółko tego samego. Oczywiście. To prowadzi do zastoju w rozwoju. Przeżywanie przeszłości na nowo nie daje nic. Chciałbym wybrać sposób by napisać swoją przyszłość w odpowiedni sposób. Znam sposób, znam czas, no i oczywiście znam siebie. I w tym momencie wiem, że to nie będzie proste. Naszym największym przeciwnikiem jest ten po drugiej stronie odbicia lustra. Nie wiem jak Ty, drogi Obserwatorze, ja tego gnojka, który patrzy na mnie swoimi bystrymi brązowymi oczkami nie trawię. Działa mi na nerwy. Ale muszę się jakoś z nim dogadywać, bo kiedy dojdzie do tego, że nie będę mógł się z nim dogadać, to zostaną mi tylko białe ściany i kraty w oknach. Tam nie mógłbym pisać...


Alexander

wtorek, 22 grudnia 2015

Bezsenność

Ostatni element
Ten, którego boi się przecież każdy
Niepiękna przestrzeń
Wewnątrz wypełnia pustkę ktoś ważny
Cisza
Powstaje przy pomocy głuchego krzyku
Chwila
By zamknąć rozdział w czasowniku
Chaos
W mojej duszy pełznie na przeciwko
Spokój
Wyparty z mojego umysłu płynie płytko
Litość
Żałośliwa chwila, sekret nie do ukrycia
Perspektywa
Umiejętność spojrzenia jakby nie było życia 


 Przychodzi zmrok. Zamykam oczy, ale sen nie przychodzi. Zbyt często to się dzieje. Ostatnio szczególnie irytuje. Piekący ból w oczodołach i ćmienie w głowie. Niby normalne, ale nie do końca. Do tego płuca się odzywają i nieprzyjazne myśli. Tak, noc nastała. Nieistotne czy jest pełnia czy nie. Dla mnie to nie ma znaczenia. Muszę być naprawdę zmęczony, żeby oddać się objęciom Morfeuszowym. Do tego ograniczona zdolność oddychania. 
 A co jeśli przyjdzie na mnie czas? - rozmyślam pod kołdrą. Absurd. Po chwili uśmiecham się w poduszkę. To wcale nie tak. Nie ma lekko. Ostatni Sprawiedliwy nie przychodzi na zawołanie, bez męki nie zabiera. Ale jakaś część mojej podświadomości chwyta się tej idei. Bo co by było jeśli jednak tak progresja się zapętliła? Przyszłość odeszła? Zostałoby tylko wspomnienie. Nic nie warte kwiaty, albo i nawet nie to. Jakie to przykre umrzeć na zimę. Zawsze ten motyw kojarzył mi się z dziewczynką z zapałkami. Swoją drogą kiedyś bardzo lubiłem tę bajkę. Chyba jedyna, jaką słyszałem w dzieciństwie, która pozwoliła mi się wzruszyć nad smutnym losem. Nikt o nią nie dbał. Została porzucona sama sobie, aż skończyły jej się środki do ogrzania siebie. Przykry jej los.
 Czy mam prawo się do niej porównywać? Nie, nie mam. Jestem w zupełnie innej sytuacji. Zresztą... co to są za myśli? No tak. Późnowieczorne rozmyślania nad istotą życia i luźne powątpiewania w chęć życia. Do tego ten zatkany nos. Mam ochotę coś z tym zrobić, ale nie mam już siły się ruszyć. Tak więc kaszlę w każdą stronę i obracam się na kolejny bok. Myślę o tym, co się mogłoby wydarzyć jak bym się cofnął o rok w tył. Co bym zmienił? Pewnie niewiele. Za krótki okres czasu. Musiałbym się cofnąć dalej. Zresztą, tyle razy myślałem już na ten temat. Tyle razy powstawały te nierealne scenariusze. Może dlatego tak lubię pisać? Żyję w świecie fantazji niespełnionej. Piszę te dramy i opisuję bohaterów, ich przemiany wewnętrzne. Z beznadziei na chęć działania. Żadne wciągające powieści akcji. Proste przemiany w woli do życia, chęci spełnienia i radości. To jest wszystko czego nam potrzeba, prawda?
 Gówno prawda. W tym momencie potrzebuję tylko snu. Mam ochotę oddać się błogiej nieświadomości, a czuję jak pot mnie zalewa. Po cholerę tak nagrzałem mieszkanie? Nie potrzebuję aż tyle ciepła. A może to nie przez temperaturę? Wiem, że i tak nie wstanę. Nie mam ochoty ani siły. Czekam, aż ze zmęczenia stracę przytomność. Ile to czasu mija, żeby oddać się pustce? Zdecydowanie za dużo. Żyjemy w naprawdę dobrych czasach, możemy mieć tyle rzeczy, o których nie śniło się naszym krewnym, możemy stać się kim chcemy, a oddajemy się lenistwu. W każdym razie ja się oddaję. Oddaję bez wyjątku. Nic się nie liczy oprócz wątku. Nie ma marzeń, co najwyżej są plany. Nie warto wierzyć w marzenia. Nie spełniają się. Nie moje. Moje marzenia są jak życzenia, lecz moje życzenia są nie do spełnienia.
 Teraz tylko chwila wytchnienia. Sen. Nic więcej. Taki jest plan.


Alexander

niedziela, 20 grudnia 2015

Noc

Noc, a moja niemoc jak w kotle się gotuje
Czas, na moich biodrach pas lekko wiruje
Wiatr, za oknami kwiat, a dalej ciemny las
Chłód, nieczuły lód w sercu zagościł już raz

Widzę jak szron na oknach powoli osiada
Śnieg wiruje, dokąd ja pójdę? Tak nie wypada
Zamknąłem drzwi, nie wydostanę się stąd
Nie chcę uciekać, ogrzeję mój ostatni kąt

Cienie się dłużą, świece gasną,
Strach wycieka przez pęknięte szyby
Nim wrota do serca się zatrzasną
Widzę te co wyrządziłem krzywdy

Nie powstanę już stąd wcale, ale
Napiszę list, tylko do Ciebie, dalej
Ciągnę te słowa, niczym ścięta głowa
Nie powinienem już mówić, została połowa

Nieistotne myśli już nigdy nie wyśnią się
Tuszem napiszę, wykreślę słowa, zapomnę Cię
Zostaną po mnie tylko kartki, wersy i paski
Nic Cię nie wróci, jak zwiędłe z polany kwiatki


Drogi Obserwatorze!

Tak więc nawiedza nas kolejna noc. Jak codziennie. Dzień się kończy, zabiera swój ostatni blask słońca, tej marnej gwiazdy co świeci nad naszymi głowami odkąd każdy z nas sięga pamięcią. Nastaje mrok oświetlany światłem odległych konstelacji. Daje natchnienie. To właśnie dzięki niej ruszyło wiele nauk. Astronomia, filozofia, inżynieria. Gdyby nie było nocy, to ludzie nie zaczęliby się zastanawiać nad tym czy jesteśmy sami na świecie. Gdyby nie było nocy, to właśnie co by nas skłoniło do odkrywania świata? Przekraczania granic?
Właśnie o tym chciałbym napisać. O przekraczaniu granic. Kiedyś usłyszałem tekst "Zrzucam kaganiec i przekraczam cień wrót". Niczym przejście z ciemności w jasność. Przekroczenie granicy cienia, aby wejść w oświetloną część życia. Od jakiegoś czasu właśnie w ten sposób się czuję. Przekroczyłem wrota. Niejedne, o nie. W tym roku było mi dane przekroczyć ich naprawdę sporo. Niektóre wrota przytłoczyły mnie swoim ciężarem, inne otworzyły się niemal same. Nie każda droga była odpowiednia. Nie każda była właściwa. Nieraz musiałem ganiać za cieniem, żeby znowu wydostać się na powierzchnię. Przestaję milczeć. Po prostu idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą. - jak to kiedyś napisał Tadeusz Miciński.
Nie, nie zawsze jestem taki. Kto by wytrzymał siedzieć w kącie stelażu melancholii? Przytoczę też inny wiersz:
Śmierć

(Kto widział od takiego słowa zaczynać wiersz
Nie lepiej od razu 
Się powiesić)
Tak to się kończy. Jeśli śmierć gości w głowie to są tylko dwie drogi. Niemniej nie zamierzam rozpisywać się nad żadną z nich. Swojego wyboru dokonałem. Wystarczy założyć odpowiednią maskę i mogę być zupełnie kim innym. Bez skrupułów udawać kogoś kim nie jestem, a potem tą osobą się stawać. Ta część duszy jest moja, te zachowania są całkiem moje, te miny, teksty, styl bycia. Czy to nie ja? Takiego mnie przecież będą niektórzy pamiętać. I może lepiej? Może jednak powinno się ograniczać swoją wiedzę tylko do siebie? Brzmi egoistycznie, prawda? Może trochę.
Zdecydowanie za dużo "może" występuje w tym monologu. Ale, drogi Obserwatorze, masz zaszczyt widzieć u mnie pewną przemianę. Jeszcze rok temu byłem kimś zupełnie innym.
Dzisiaj mija pewna rocznica. Gdyby nie okoliczności tego co zdarzyło się potem, to byłaby to całkiem wesoła data. Przyjaźnie się kojarząca. Ale tak nie jest. Zbyt wiele się zmieniło. Ile bym dał, żeby się cofnąć o rok. Ale ile każdy z nas by właśnie dał, żeby się cofnąć o jakąś jednostkę czasu, prawda?
Niemniej trzeba będzie dumnym krokiem iść bez twarzy w kolejny dzień. Owszem. Nie mam twarzy, ale mam całą garderobę masek. Tym akcentem skończę swój wywód. Nic z tego dobrego nie będzie jak zacznę ciągnąć to dalej. Tylko smutek i żal.

Alexander

czwartek, 17 grudnia 2015

Nieco o mnie

Siedzę, a Ty przede mną.
Marznę w cieple zamkniętych czterech ścian.
A nie, to tylko dreszcze.
Widzę moimi rękoma jak dotyka ich mgła rozkoszy.
Przenikają się nawzajem.
Niby proste, choć nie tak łagodne jak powinny.
Dotyk.
Czuję jak całe stado wilków wyje mi w sercu.
Siedzę, a Ty przede mną.
Obrócona plecami. Czujesz... sam nie wiem co czujesz.
Skrywasz swoją twarz.
A ja, jak porzucony wilk, wydalony ze stada.
Zatapiam się we mgle.
Twoich włosów. Tam potrafię odnaleźć rozkosz chwili.
 


Drogi Obserwatorze!
Tak więc chyba nadszedł czas, żebym powiedział kilka słów o sobie.
Chociaż nie do końca wiele czasu spędzam na pisaniu, to staram się zapiąć wszystko w chociaż nie najgorszej jakości. Mam nadzieję, że utworzy się z tego coś znośnego. Coś wystarczającego do odczytu. Niemniej, choć o tym wiesz, nie jestem tylko autorem tworzącym dłuższą formę wypowiedzi o nikłej przyszłości. Od dawna piszę wiersze. Nieistotne czy są dobre czy też nie. Dają mi swoistą satysfakcję. Potrafię w nich zatopić kilka kropel mojej duszy przenikniętej wraz z rozumem. A co w nim się znajduje przedstawia nikła forma merytoryczna tekstów. Powinienem inną wartość przeskalować na tematykę. Tak więc dzisiaj zamieszczam tekst zupełnie odstający od pozostałych. 
Dla Ciebie być może jest płytki, bez wyrazu, czy może po prostu słaby, ale ja w nim widzę swoiste wyznanie. Chociaż w tych czasach, żeby zaskoczyć odbiorcę trzeba być dewiantem wielkiego kalibru, którym póki co nie jestem. Niemniej staram się być hedonistą z pewnymi stałymi regułami nieco przeczącymi samej idei ów charakteru. Tak czy inaczej pod wpływem czasu każdy z nas się oczywiście zmienia. Pracuje nad swoim charakterem. Pracuje nad własnym ja. Tak i moja nieskromna osoba postanowiła zmienić podejście do kilku fundamentalnych spraw. 
Jest wiele rzeczy, których żałuję. Tak czy inaczej nie zamierzam znowu kłaść się na kolana i błagać o litość w absurdalnych sytuacjach. Zamieniam smutek w nienawiść. Jak niegdyś mistrz Yoda powiedział, że nienawiść prowadzi na ciemną ścieżkę... a na jakiej, do cholery, ja jestem? Nie widzę tutaj żadnego białego bzu czy też innych pięknych białych kwiatów wiśni. Co prawda czarnej róży tutaj też nie znajduję. Jestem wyjęty poza skalę. Od dawna widzę dokoła mnie szary kolor. Czy to dobrze? Myślę, że dostatecznie dobrze. Nie powiem o sobie, że jestem dobrym człowiekiem. Mam kilka rzeczy za uszami, ale czy tego samego nie możesz powiedzieć i Ty?
Piszę ten list do Nikogo, aby odczytał go w swoim zaciszu. Aby moje słowa wytoczyły się w jego głowie niczym plaga szarańczy w Egipcie. Chociaż efekt będzie nikły, to być może jakieś echo pozostanie. Echo dnia wczorajszego, który nigdy nie wróci. Echo dawnego siebie. Tak więc dobrej nocy, drogi Obserwatorze. Z pewnością jeszcze się zobaczymy. Choćbym miał pozostać nadal jedynie zlepkiem liter.


Alexander

wtorek, 15 grudnia 2015

Mgła

W nieistotnym świecie żadna droga nie prowadzi do szczęścia
W piekielnej pustce żadne znaki nie dają sygnału do wzięcia
Nieznane ścieżki prowadzą bezpowrotnie do zagubionej duszy
Piękne miraże pozwalają oddać swe wytchnienie swojej muzy
Lubieżne jadeitowe figurki patrzą na każdy powolny krok
Coraz dalej i dalej oddalasz się od siebie, spowija cię mrok
Mgła obojętności otula twój umysł i cieniem jesteś umęczona
Roziskrzona radość zgasła bezpowrotnie, nadzieja udręczona


Kochany Obserwatorze!
Dzisiaj na moje okolice spadła mgła. Może nie dosłownie, bo w sumie inaczej ona powstaje, ale to nieistotne. Chodzi o inspiracje tym zjawiskiem. Od zawsze intrygowała mnie niezmierzona tajemnica mgły. Fakt, że ogranicza widoczność, można na środku pustkowia się schować, otacza Cię przyjemna para wodna, która daje pozorne schronienie przed światem. A do tego ta szarość. Jeśli miałbym określić kolor świata, to właśnie byłby to kolor mgły.
Piękna szarość, która otula każdy organ, ogranicza zmysły, widzisz tylko siebie, czubek własnego nosa i najbliższą okolicę. Tak właśnie wygląda umysł egoisty i egocentryka. Spowity mgłą i utkwiony w sobie. Jak by to nawigatorzy powiedzieli "widoczność: czubek własnego nosa". 
 Nie zamierzam się rozpisywać o egoistach, bo co by to dało? Każdy spotkał kogoś takiego w swoim życiu. Czasem są to bardzo interesujące osoby, czasem po prostu denerwujące. Ale egocentrycy mogą być naprawdę różni, nie zawsze muszą być egoistami. Szkoda, że ani jedni ani drudzy nie liczą się z innymi. Albo liczą się w nieznacznym stopniu.
Niemniej mgła, której dzisiaj doświadczyłem była naprawdę klimatyczna. Aż żałuję, że w moim odtwarzaczu nie miałem mrocznej muzyki, żeby odczuć całego klimatu, który natura dla mnie przyszykowała. Poczułem się jak w miasteczku Silent Hill. Nikogo dokoła. Ciemne witryny. Mrok za oknami i majaczące światło dobiegające z daleka. Bardzo dobrze się czuję w takim krajobrazie.

W sumie bardzo do siebie przyjąłem powiedzenie Anthonego Hopkinsa "Kiedyś traktowałem ludzi dobrze, a teraz z wzajemnością".


Alexander

niedziela, 13 grudnia 2015

Deszczowy dzień

Nawet kiedy jutro odbierze mi wszystko
Nie ugnę się pod ciężarem mych myśli
Wicher wszelkich chęci ugrzązł gdzieś nisko
Moja niemoc wraz z nadzieją na drzewie wisi
Nie dane mi jest spotkać Ciebie, moja droga
Droga moja wypadła gdzieś zupełnie indziej
Dana mi jest jedynie zaprzepaszczona trwoga
Moje serce przy płucach  jak nigdy są bliżej
Już całkiem zimne i twarde, jak stal czy kamień
Nieistotne w brzmieniach smutne słowa
Błękitna, lecz w szarej skazie pamięć
O Tobie, o mnie, pusta jak moja głowa

Drogi obserwatorze!

Dzisiaj jadąc pociągiem patrzałem na widok za oknem. Nie skupiałem się na niczym, zupełnie jakbym po prostu odbierał energię, którą dzisiejszy dzień oferował. A z racji tego, że na szybie perliło się mnóstwo kropel deszczu, a za nią krajobraz był dość szary, to humor dość błyskawicznie mi się udzielił. Do tego przemoczony siedziałem przyciskając nos do okna. Poczułem, że muszę zapisać kilka moich nieskładnych myśli na telefonie (chociaż wolę tradycyjne metody, to jednak z ograniczeń fizycznych niestety musiałem ograniczyć się do kieszonkowego komputera). Tak więc powstał ten tekst, który podałem wyżej.
Ostatnio miota mną, nie jestem pewny, w którą stronę chcę w ogóle pójść. Cały ja. Zawsze chcę czegoś więcej, ale boję się. Cholerny strach paraliżuje czyny, nie pozwala dalej trwać, iść do celu. Nawet kiedy zacznę, to tworzy się mur. Nieistotne co zrobię, ile cegieł nie wybiję, to pojawiają się nowe. Przez to zazwyczaj psuję relacje, przez to nie potrafię utrzymać tego co naprawdę ważne w życiu. Chciałbym móc to zmienić w jakiś sposób. Jeszcze raz, przecież sposób znam tylko nie mam już siły, tylko nie wiem jak - jak to kiedyś zaśpiewał Rogucki.
Alexander

piątek, 11 grudnia 2015

Względnie: Nieśmiertelność

Zanim dusza ucieknie przez szpary w powiekach
Zanim całkiem otoczy mnie drobna groza rozpaczy
Wspomnienia, które jak pęknięta rura przecieka
Nieistotne wartości, których już mi nie wybaczysz

Ruszy naprzeciw siebie, jak rany po zadrapaniach
Piekąca w głowę myśl, jak pozbyć się przetrwania
Bliskość serca oddalają me płuca, w przekonaniach
Wyniknie z tego czysta pustka, absolutna przegrana

Czy ten całun, który otacza mgłę krwi w moich żyłach
Przeniknie przez serca niezrównoważonych osób?
Czy wspomnienie o mnie przetrwa w drobnych pyłach,
Które niczym neurony przenikają się w jakiś sposób?


Drogi Obserwatorze!
Więc spotykamy się po raz kolejny za pośrednictwem zlepka słów, które udało mi się po raz kolejny wytoczyć. Rad jestem, że to czytasz. W ten sposób powstaje nieśmiertelność, słyszysz mój głos chociaż mnie tu nie ma. Nawet nie do końca musisz mnie znać, żebym mógł przekazać Ci kilka niepotrzebnych myśli. Tak naprawdę nieśmiertelność można osiągnąć tylko przez pamięć o danej osobie. Nie trzeba szukać daleko. Cliff Burton, Ludwig Van Beethoven, Pitagoras, Zdzisław Beksiński, Rafał Wojaczek, Edgar Allan Poe, Howard Phillips Lovecraft. Oni wszyscy osiągnęli swoistą nieśmiertelność.
Chociaż jestem niecierpliwy, to jednak muszę jeszcze trochę popracować nad tym, żeby było co w ogóle zapamiętywać. Przyznam, że krwią moich tekstów są wypociny Wojaczka i Roguckiego. Niedawno było mi dane przeczytać reportaż o tym pierwszym. Było tam wiele ciekawostek dotyczących jego życia. Pierwsze próby samobójcze, porażka z uczelnią, złe kontakty z rodzicami, kiepskie tworzenie związków i słabość do alkoholu. Życie jako Wodospad Porażek. Niemniej potrafił doskonale pisać. A pierwszy kontakt z jego twórczością miałem dopiero cztery lata temu, kiedy usłyszałem jego wiersze w aranżacji zespołu Fonetyka. Swoją drogą naprawdę dobrze skomponowali muzykę do tych tekstów.
Muszę się wreszcie skupić na pisaniu tej, powiedzmy, powieści, bo inaczej nigdy tego nie napiszę. 
Alexander

PS:
Nieśmiertelność
Ile cię trzeba cenić
Ten tylko się dowie
Kto cię osiągnie

środa, 9 grudnia 2015

Taki stan jak dziś

 Widzę, jak światło promienieje nad koronami drzew
Siedzę, obserwuję jak świat obraca się sam w sobie
Płuca się we mnie wypełniają powietrzem, niczym krew
Czysta i piękna, szlachetna i nieskazitelna, w próbie
Brzytwy, która otoczy skórę, pozwoli się jej wydostać
Na niepięknym krajobrazie do ostatniej chwili radości
Smutku dostąpi prze najskrytsze pragnienie, ma powstać
Wyzwolenie w moich ustach nie poskromi tej błogości

Drogi obserwatorze!
Z jednej strony uwielbiam, a z drugiej nie cierpię takich stanów jak dziś. Oddalenia od samego siebie. Czuję jakbym był gdzieś na zewnętrznych rubieżach własnego ciała. Nie tam gdzie powinienem. Zupełnie inaczej odczuwam rzeczywistość. Jestem jakby z oddali usytuowany w czasie i przestrzeni. Docierają do mnie istotne fakty, łączę wydarzenia, odczuwam inaczej. Piękne uczucie. Nie pamiętam kiedy tak poczułem się po raz pierwszy. Być może już w dzieciństwie. Niemniej jest druga strona takiej egzystencji. 
Mam do czynienia z samym sobą. Jestem istotą leniwą i wybredną. Odczuwam wszystko na swój sposób, myślę kategoriami alternatywnymi. Oddalam się od rzeczywistości, nieraz naprawdę daleko. Teraz już sam. Z powrotem nie mam problemów. Problem byłby gdybym nie mógł wrócić. Wtedy byłbym zamknięty w białym pokoju bez klamek i z kratami w oknach. Póki co jestem wolny jak ptak. Niby poeta, niby artysta, ale takim się nie nazwę. To nie w moim stylu. Piszę bo lubię, nie dlatego, że umiem, bo tak naprawdę nie umiem tego wcale. 
Jakbym miał określić jak się czuję, to użyłbym trzech płaszczyzn. Każda w jakiś sposób się ze sobą pokrywa. Jedna to fizyczne zdrowie, oczywiście. Nie jest idealnie, ale określiłbym jako dobre. Przecież nic nie boli, to czym się martwić, prawda? Druga, mentalnie poczucie wartości. Tutaj pojawiają się problemy, tak jak mamy funkcje na wykresach to wszystko zależy od zmiennych. W tej chwili pochodną mojego poczucia wartości jest całkiem niezłe, nieco podłamane, ale określiłbym na niezłe. Ale co nie znaczy, że jeden fakt może zaraz wywrócić mi system do góry nogami. Ostatnia płaszczyzna, którą bym zdefiniował, to może zahaczyć o mistycyzm, ale to wcale nie tak. Uduchowienie? Wena? Natchnienie? Nie jestem pewny jak to nazwać, nigdy nie byłem dobry w nazywaniu uczuć i rzeczy. W każdym razie im bardziej druga płaszczyzna idzie w dół, tym więcej zyskuje trzecia. No chyba, że mam taki dzień jak dzisiaj. Czuję, że mam wenę. Czuję się świetnie. Czuję jakbym mógł poukładać sobie życie. Widzę moje wszystkie obecne problemy. Mam rozwiązania na każde problemy. Piękne, prawda? 
Nie. Wcale nie jest piękne, bo wiem, że niemal nic z tym nie zrobię. 
Tak więc, drogi Obserwatorze, nie do końca wiem, w którą stronę mam iść z takim bagażem. Nie wiem czy to normalne, chociaż przekonuję się, że każdy tak ma. Przecież to normalne, prawda? Nie każdy musi zwracać uwagę na takie stany. A Ty tak masz?



Alexander

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Więcej i dalej

Wyśniłem swój ostatni wers
Był piękny, niczym kolczasty bies
Zbrzydłe wiersze o przegryzionych słowach
Nie doczekały się interpretacji w głowach

Ile musiałem czekać na ten finał?
Mój czas się już od dawna wychylał
Przepiękne opowieści i historie
Dla mnie to czyste alegorie

Sen, mój azyl i bezpieczna przystań
Miejsce, w którym szukam tylko pytań
Niestworzone istnienie, wyśnione wersy, czas odnowy

Piękna radość wypełnia moją pustkę
Wewnątrz mnie otwarła rdzawą kłódkę
Ten ostatni wersem przebudzenia, zapętla tę pustkę od nowa


 Jest całkiem wcześnie, powiedzmy. Słońce zaczyna świtać. W głośnikach nieprzerwanie coś gra. W głowie huczą jakieś myśli. Nastał kolejny dzień. Nieraz zastanawiałem się nad tym czy wielokierunkowość, którą wybrałem jest dobrym ruchem. Nie jestem typem człowieka, który potrafi skupić się na jednej rzeczy. Biorę się za pisanie, rysowanie, granie. A jeśli bardziej się rozdrobnić to można to rozłożyć na więcej elementów, w zakres pisania to chyba próbuję wszystkiego oprócz dramatów, których po prostu nie trawię, jeśli chodzi o rysowanie, to póki co staram się szkicować w miarę wszystko (efekt jest nieistotny, istotne są ćwiczenia), a jeśli chodzi o granie, to podobnie jak z rysowaniem. Coraz więcej instrumentów. W sumie nie jestem już pewny, który jest moim głównym. Chociaż nieraz spotkałem się z opinią, że jeśli ktoś chce iść wszędzie, to w niczym nie zostanie mistrzem. Dostrzegam w tym ziarno prawdy.

Żeby tego było mało, to ciągle chcę od życia więcej. Od każdej płaszczyzny, na której mam jakiś wpływ. Tak jak te wyżej wymienione, tak też w życiu prywatnym. Ciągle chcę czegoś więcej. Bliżej niesprecyzowanego. Nieraz to u mnie powoduje spadek nastroju, co jest nieco absurdalne, no nie? Po cholerę miałbym się zajmować coraz większą ilością obowiązków? Przecież jestem najgorszym typem człowieka: leniem. Na cholerę mi to wszystko? 

Kiedy wracam do domu, to zawsze zastanawiam się czy zrobić sobie jakiś obiad czy nie iść spać. Tyle z mojej codziennej produktywności wynika około godziny osiemnastej. Więc kiedy znajdę czas na używanie tych wszystkich umiejętności, których staram się nabyć? Rozumiem zamysł korzystania z życia, ale gdzie jest sens tworzenia sobie gamy bezużytecznych umiejętności? Czy w razie wojny przyda mi się umiejętność gry na skrzypcach? Czy w razie głodu pomoże mi w jakiś sposób pisanie sonetów? Czy kiedy nadejdzie na mnie czas, to w obliczu śmierci narysuję portret Ostatniego Sprawiedliwego? Szczerze wątpię. Ale wiesz co, drogi Obserwatorze? Mimo wszystko to mi daje jakąś radość i poczucie spełnienia. Mało tego. Ciągle planuję więcej i dalej. Chcę zwiedzić połowę europy, w pięknych miejscach napisać jakieś wiersze, chcę nauczyć się malować, chcę wydać coś własnego, chcę stworzyć coś pięknego. Wszystko, aby otrzymać tę upragnioną nieśmiertelność, prawda? 

Alexander

Skąd ten tytuł?

Ja, który krew moich wierszy
Przelewam na elektroniczny papier
Szukam ciągle i wciąż
Pytań na nurtujące mnie odpowiedzi


 Drogi Obserwatorze, jeśli przypadkiem trafiłeś na tego bloga, to zaczniesz się zastanawiać: skąd ten tytuł? W takim razie spieszę z odpowiedzią. Nigdy nie byłem dobry w nadawaniu tytułów. Zazwyczaj po prostu pierwsza myśl, czyste skojarzenie czy też pierwszy wers były tytułami. Tam, gdzie zawiłość przychodziła, a żadne z pierwszych skojarzeń nie było dobre, to lądował tytuł roboczy. Tak samo w tym przypadku. Planuję tutaj dzielić się swoimi, powiedzmy, wierszami. Racja, to nie jest mój pierwszy blog o takim charakterze. Ale ten jest bardziej ukierunkowany w, powiedzmy, artyzm. Nie mylić z autyzmem, chociaż uważam, że artysta oddziela się od świata rzeczywistego, żeby wprowadzić tu, w naszym świecie, efekty swoich wizji. Niezależnie czy to pisarz, poeta, malarz czy muzyk. Prawda?

Jeśli dalej to czytasz, to opowiem coś o sobie. Rozgość się, zrób sobie kawę, rozluźnij się. Nam obu będzie lepiej jak podejdziemy do tego z dystansem. Tak jak ja teraz piszę ze szklanką kawy po mojej lewej, tak równie i Ty, drogi Obserwatorze, możesz przysiąść i poświęcić odrobinę swojego cennego czasu.

Nieistotne tutaj będzie moje imię. Dla Ciebie mogę się nazywać Alexander. Co jest po części prawdą, ale nie do końca. Piszę... odkąd pamiętam. Nie, nie tylko wiersze. Wiersze zacząłem pisać jak już uczyłem się grać. Początkowo miały to być piosenki, ale nie umiem wtaczać prostoty do rytmów i wprawiać w wersy zabawę i błogość. Moje pomysły często są anulowane i odrzucane. Zresztą co się dziwić? Kto chce słuchać jaki ten świat jest zły i niedobry? W tych czasach chcemy odpoczynku od zgiełku, który nas otacza. Tak więc pisałem kiedyś opowiadania. Owszem, niezbyt dobre. Było ich dużo i wszystkie o kant dupy otrzaskać. Przyznaję, głównie plagiaty. Pan Stephen King mógłby mi wytoczyć niejeden proces za tworzenie na podstawie jego pomysłów. Ostatnio poświęcam się dłuższej formie, chociaż jak już powiedziałem wcześniej, nie umiem nadawać tytułu, to chciałbym zawrzeć tam motyw buntu, odnajdywania się w trudnej sytuacji, zachowania w obliczu zagrożenia i problemu z zaufaniem, a do tego, że tak sobie pozwolę skromność schować do kieszeni, chciałbym zaoferować nietuzinkową historię.

Tak więc zapewne będę się tutaj wypisywać o utworach, które będę zamieszczać. Być może wiersze, być może opowiadania, być może fragmenty ów książki. Kto wie?

Tak więc dopij swoją kawę, drogi Obserwatorze. Do zobaczenia wkrótce.


Alexander