poniedziałek, 7 grudnia 2015

Więcej i dalej

Wyśniłem swój ostatni wers
Był piękny, niczym kolczasty bies
Zbrzydłe wiersze o przegryzionych słowach
Nie doczekały się interpretacji w głowach

Ile musiałem czekać na ten finał?
Mój czas się już od dawna wychylał
Przepiękne opowieści i historie
Dla mnie to czyste alegorie

Sen, mój azyl i bezpieczna przystań
Miejsce, w którym szukam tylko pytań
Niestworzone istnienie, wyśnione wersy, czas odnowy

Piękna radość wypełnia moją pustkę
Wewnątrz mnie otwarła rdzawą kłódkę
Ten ostatni wersem przebudzenia, zapętla tę pustkę od nowa


 Jest całkiem wcześnie, powiedzmy. Słońce zaczyna świtać. W głośnikach nieprzerwanie coś gra. W głowie huczą jakieś myśli. Nastał kolejny dzień. Nieraz zastanawiałem się nad tym czy wielokierunkowość, którą wybrałem jest dobrym ruchem. Nie jestem typem człowieka, który potrafi skupić się na jednej rzeczy. Biorę się za pisanie, rysowanie, granie. A jeśli bardziej się rozdrobnić to można to rozłożyć na więcej elementów, w zakres pisania to chyba próbuję wszystkiego oprócz dramatów, których po prostu nie trawię, jeśli chodzi o rysowanie, to póki co staram się szkicować w miarę wszystko (efekt jest nieistotny, istotne są ćwiczenia), a jeśli chodzi o granie, to podobnie jak z rysowaniem. Coraz więcej instrumentów. W sumie nie jestem już pewny, który jest moim głównym. Chociaż nieraz spotkałem się z opinią, że jeśli ktoś chce iść wszędzie, to w niczym nie zostanie mistrzem. Dostrzegam w tym ziarno prawdy.

Żeby tego było mało, to ciągle chcę od życia więcej. Od każdej płaszczyzny, na której mam jakiś wpływ. Tak jak te wyżej wymienione, tak też w życiu prywatnym. Ciągle chcę czegoś więcej. Bliżej niesprecyzowanego. Nieraz to u mnie powoduje spadek nastroju, co jest nieco absurdalne, no nie? Po cholerę miałbym się zajmować coraz większą ilością obowiązków? Przecież jestem najgorszym typem człowieka: leniem. Na cholerę mi to wszystko? 

Kiedy wracam do domu, to zawsze zastanawiam się czy zrobić sobie jakiś obiad czy nie iść spać. Tyle z mojej codziennej produktywności wynika około godziny osiemnastej. Więc kiedy znajdę czas na używanie tych wszystkich umiejętności, których staram się nabyć? Rozumiem zamysł korzystania z życia, ale gdzie jest sens tworzenia sobie gamy bezużytecznych umiejętności? Czy w razie wojny przyda mi się umiejętność gry na skrzypcach? Czy w razie głodu pomoże mi w jakiś sposób pisanie sonetów? Czy kiedy nadejdzie na mnie czas, to w obliczu śmierci narysuję portret Ostatniego Sprawiedliwego? Szczerze wątpię. Ale wiesz co, drogi Obserwatorze? Mimo wszystko to mi daje jakąś radość i poczucie spełnienia. Mało tego. Ciągle planuję więcej i dalej. Chcę zwiedzić połowę europy, w pięknych miejscach napisać jakieś wiersze, chcę nauczyć się malować, chcę wydać coś własnego, chcę stworzyć coś pięknego. Wszystko, aby otrzymać tę upragnioną nieśmiertelność, prawda? 

Alexander

2 komentarze:

  1. Gdy zastanawiasz się szerzej - po co nam to wszystko, oczywistym będzie, że odpowiedź zaprowadzi nas do grobu a więc do nicości. Ale my nie idziemy już teraz do grobu! Liczy się tu i teraz i dla tej teraźniejszości warto zrobić sobie pyszny obiad, przeczytać smakowitą książkę czy zagrać na instrumencie coś, co się wymyśliło właśnie przed chwilą. Albo ktoś wymyślił, 20 lat temu ;) Muszę przyznać, że to trudne, zwłaszcza na początku, ale później wchodzi nam to w krew. Życie życiem, mój drogi. Życie tym, jak bardzo coś jest bezsensowne - to depresja.

    OdpowiedzUsuń