Deszcz leci, lecą myśli, opadają na dno
Patrzę na to, widzę wszystko przez okno
Myśli odbijają się, tworzą kaskady wspomnień
Przebijają się, rozlatują na kałuże przemyśleń
Wszystko to wlatuje do stawu gdzie się zbiera
Czasem tonie, ginie, czasem wylewa, umiera
Leci ten wodospad, zwany wodospadem porażek
Niekończąca się liczba spadających wstążek
Zlatują z nich smutne decyzje, efekty zdarzeń
Rozmywają się i toną w stawie doświadczeń
Drogi Obserwatorze!
Właśnie trwają u mnie święta. Wieje wiatr, wrześniowa pogoda utrzymuje się od dawna, być może sierpnia. Mam koniec grudnia. Tak długiej jesieni jeszcze nie miałem. Nie tylko względem pogody, ale też i nastroju. Nie jest tak, że jest źle, o nie. Przecież nastrój to niekończąca się sinusoida, prawda? Długo walczyłem o to, żeby jej amplituda była jak najbardziej zmniejszona. Cieszę się, że minęły czasy, gdy... zresztą. Było minęło, nie ma co wracać.
Dobrze zdaje sobie sprawę, że niektórych decyzji nie da rady cofnąć. Inne, te które były przez chwilę w głowie, ale nie doszły do zrealizowania też zostawiają swoje piętno. Najgorzej jednak się imają te, których żałujemy. A takie czasami potrafią ciągnąć się latami. W każdym razie w moim przypadku. Do dzisiaj żałuję mojego egocentryzmu w pewnym okresie. Czasami wracają do mnie niektóre przemyślenie wobec konkretnych osób. Tych, z którymi już nie rozmawiam. Te, które nie chcą już abym się odzywał lub tylko to udają. Niemniej, są święta.
I co z tego?
Czy mi z tego powodu lżej? Od paru lat nie czuję magii świąt. Odkąd rodzina mi się posypała to ten czas jest dla mnie pusty. Nieistotny. Staram się w jakiś sposób wypełnić tę pustkę. Dążyć do jakiejś utraconej tradycji. Lecz wychodzi mi jak wychodzi.
Wiem, nie powinno się patrzeć wstecz. Przeżywać w kółko tego samego. Oczywiście. To prowadzi do zastoju w rozwoju. Przeżywanie przeszłości na nowo nie daje nic. Chciałbym wybrać sposób by napisać swoją przyszłość w odpowiedni sposób. Znam sposób, znam czas, no i oczywiście znam siebie. I w tym momencie wiem, że to nie będzie proste. Naszym największym przeciwnikiem jest ten po drugiej stronie odbicia lustra. Nie wiem jak Ty, drogi Obserwatorze, ja tego gnojka, który patrzy na mnie swoimi bystrymi brązowymi oczkami nie trawię. Działa mi na nerwy. Ale muszę się jakoś z nim dogadywać, bo kiedy dojdzie do tego, że nie będę mógł się z nim dogadać, to zostaną mi tylko białe ściany i kraty w oknach. Tam nie mógłbym pisać...
Alexander
Spoko luzik, białych ścian nie ma, są zielone a kraty nie zabraniają wyjść na spacerki popołudniowe. I jak najbardziej można pisać, a nawet trzeba. Byłam, polecam.
OdpowiedzUsuńA wiesz,
najważniejsze to nie oglądać się wciąż do tyłu, bo można przegapić to, co przed Tobą.