Czas nadszedł, dno granicy światów się rozpadło
Nierzeczywista szarość ogarnęła moje gardło
Przepaliła się chęć na to, żeby ciało nadal trwało
Cały czas w uszach urywek melodii ciszy w kółko grało
Siedząc w izolacji z dala od świata matczynego
Niemal nie bacząc na szerokie możliwości tego
Aby wziąć w ręce swoje sprawy, patrzę tęsknie
Wzrok opada niechętnie na naszą odległość od siebie
Zamykam oczy, a sen wcale przyjść nie potrafi
Czekam aż zmęczenie do mnie w końcu trafi
Drogi Obserwatorze!
Nie sądziłem, że wrócę tu tak szybko. W tym liście, tak jak i we wszystkich poprzednich pewnie wartość merytoryczna będzie mniejsza, równa zero, natomiast w jakiś sposób mi to pozwala na odciążenie moich myśli. W sumie z takim założeniem to wszystko powstało. W taki niebanalny, mam nadzieję, sposób tworzę archiwum, pamiętnik i zbiór myśli pozostawiony poza granicami czasu i świata materialnego. Piękne, prawda? Zostawić coś po sobie czego nie można dotknąć, a można przeczytać. Dopóki serwery na to pozwolą moje myśli tu zostaną. Co prawda szansa, że ktoś to odczyta jest niewielka.
Siedzę i duszę się w pokoju gdzieś daleko na północy. Czuję się trochę jakbym sam się rzucił gdzieś daleko i niepotrzebnie. Niemniej robię to z pobudek, aby przetrwać. W pokręcony sposób wierzę, że to co robię jest dobre i tak powinienem właśnie działać. Ale nie do końca. Gdzieś we mnie toczy się wojna, której druga strona mówi, że nie powinienem tego robić. Że zostawiłem coś bardzo ważnego za sobą. Czuję się jakbym porzucił coś. Chociaż nie chcę tak myśleć. Nie chcę mieć tych myśli. Bardzo mnie to uderza i obawiam się utraty. Czy to jest normalne? Czy w tak krótkim czasie mi zaczęło zależeć aż tak mocno, że nie potrafię zaspokajać nawet w połowie w normalny sposób pierwszego filaru z piramidy Maslowa?
Choć wiele razy chciałem uciec się do płaczu, żeby wyczyścić moje emocje. Czasem to pomaga - przyznam. Chociaż równie dobrze pamiętam, że nie mogłem nawet zmusić się do płaczu kiedy zmarł mój ojciec. Jakie miałem wtedy myśli? Prawdopodobnie pustka przeszła mi przez głowę. Mieszanka zdziwienia, zaskoczenia i przerażenia. Potem zacząłem żałować wielu rzeczy. Stoczyłem się. A moją terapią był wyjazd, a obecnie znalazłem się w tym samym miejscu. Minął rok. Tak mocno się zmieniłem? Wyjazd, który pozwolił mi powrót do normalności. Zmiana otoczenia i sposobu życia, która trwała trzy miesiące zmieniła mnie o sto osiemdziesiąt stopni. Zacząłem myśleć racjonalnie, znalazłem miłość swojego życia i zacząłem powoli osiągać to co chciałem. A teraz czuję się zupełnie odwrotnie. Pocieszam się, że ten wyjazd jest znacznie krótszy. Obawiam się zmian, które przyjdą wraz z tym wyjazdem. Choć pewnie nie będą wielkie, o ile jakiekolwiek zauważę.
Życie jest przewrotne i mógłbym mówić na ten temat przez wiele godzin, choć tak naprawdę nie miałbym nic ciekawego do powiedzenia, bo co mogę przecież wiedzieć o życiu? Jestem za młody, żeby dawać komuś rady. Nie umiem się zaaklimatyzować w życiu codziennym. Jestem nieodpowiedzialny i nie umiem się zorganizować. Niemniej wierzę, że mam cel. Że jest osoba, która na mnie czeka. Jednocześnie to mnie wprowadziło w taki stan, jak i również to mnie motywuje do życia. Doskonale pamiętam momenty kiedy jej nie było, a czułem się beznadziejnie i niepotrzebny. Rok temu jak jechałem do pracy nie przejmowałem się konsekwencjami żadnego czynu. A teraz efekt tego czuję chociażby w nodze, albo raczej, co gorsza, nie czuję. Jakby część nogi przestała odczuwać przez głupią decyzję.
Zamknę ten potok dziwnej konfesji. Ukłonię się nisko przed Tobą, drogi Obserwatorze i podziękuję za przeczytanie kilku żali młodego zakochanego człowieka. Postaram się coś ciekawszego następnym razem zaserwować.
Alexander
niedziela, 10 lipca 2016
czwartek, 7 lipca 2016
Szare miasto
Drogi Obserwatorze!
Dzisiaj zaczynam bez wiersza, o ile te kilka wersów z rymami niedokładnymi można tak nazwać. Nie dlatego, że mi się skończyły, tutaj żaden nie pasuje, a już z pewnością żaden z tych, które zdarzyło mi się napisać.
Znowu wyleciałem poza granicę mojej wyobraźni. Niegdyś robiłem to w moim pokoju. Obecnie siedzę na łóżku tak bardzo oddalonego od mojego. Kilka krajów, strefę czasową, dwa morza, tysiąc mil i nieskończoność oddechów. Jestem na dalekiej i zimnej północy. W szarym mieście, gdzie ludzie ubierają się inaczej i mówią w niewyraźnym języku. Niemniej jest tutaj nić poczucia bezpieczeństwa, której nie odnajduję we własnym kraju. Ciekawe, prawda? Znajduje się tutaj tolerancja, bo imigrantów jest naprawdę sporo. Znajduje się tutaj cierpliwość wobec osób gorzej radzących sobie. Znajduje się tutaj pomocna dłoń, którą doświadczyłem kilkakrotnie. Znajduje się też tutaj nieograniczona tęsknota. Nie za krajem. Za osobą, która jest moją motywacją i sensem. Tęsknię za wieloma czynnikami, za jej oddechem, dotykiem, ciepłym słowem, bliskością, spacerami, szeptami, oczami i pocałunkami.
Czy to sprawia, że jestem jednym z tych romantycznych bohaterów, którzy użalają się nad sobą i swoimi czynami? Nie jestem do końca pewny. Ale jestem przepełniony obawą. Obawa, która mnie niszczy od wewnątrz. Coś z czym się urodziłem, coś co zakorzenił we mnie mój ojciec. Powtarzał, że dopóki jest ciebie pełno, to jest się zauważanym, jak już znikasz, to nikt nie zwraca na to uwagi czy kiedykolwiek byłeś. Z pewnością ubierał to w inne słowa, ale sens został zachowany. Obawiam się, że zostanę zapomniany. Pomimo tego, że jestem, staram się i kocham, to zgadzam się, jestem gdzieś poza granicą wyobraźni. Jestem tylko zlepkiem liter i bitami głosu przenoszącego przez fale radiowe. Jestem tak zwanym kotem Schroedingera. Jestem, a jednocześnie mnie nie ma. Choć nadal odczuwam i żyję, to z daleka i nie idzie odczuć mojego ciepła.
Drogi obserwatorze, czy też tak czujesz, kiedy znikasz i zostawiasz kogoś za sobą, nawet jeśli motywacje są szlachetne?
Alexander
Dzisiaj zaczynam bez wiersza, o ile te kilka wersów z rymami niedokładnymi można tak nazwać. Nie dlatego, że mi się skończyły, tutaj żaden nie pasuje, a już z pewnością żaden z tych, które zdarzyło mi się napisać.
Znowu wyleciałem poza granicę mojej wyobraźni. Niegdyś robiłem to w moim pokoju. Obecnie siedzę na łóżku tak bardzo oddalonego od mojego. Kilka krajów, strefę czasową, dwa morza, tysiąc mil i nieskończoność oddechów. Jestem na dalekiej i zimnej północy. W szarym mieście, gdzie ludzie ubierają się inaczej i mówią w niewyraźnym języku. Niemniej jest tutaj nić poczucia bezpieczeństwa, której nie odnajduję we własnym kraju. Ciekawe, prawda? Znajduje się tutaj tolerancja, bo imigrantów jest naprawdę sporo. Znajduje się tutaj cierpliwość wobec osób gorzej radzących sobie. Znajduje się tutaj pomocna dłoń, którą doświadczyłem kilkakrotnie. Znajduje się też tutaj nieograniczona tęsknota. Nie za krajem. Za osobą, która jest moją motywacją i sensem. Tęsknię za wieloma czynnikami, za jej oddechem, dotykiem, ciepłym słowem, bliskością, spacerami, szeptami, oczami i pocałunkami.
Czy to sprawia, że jestem jednym z tych romantycznych bohaterów, którzy użalają się nad sobą i swoimi czynami? Nie jestem do końca pewny. Ale jestem przepełniony obawą. Obawa, która mnie niszczy od wewnątrz. Coś z czym się urodziłem, coś co zakorzenił we mnie mój ojciec. Powtarzał, że dopóki jest ciebie pełno, to jest się zauważanym, jak już znikasz, to nikt nie zwraca na to uwagi czy kiedykolwiek byłeś. Z pewnością ubierał to w inne słowa, ale sens został zachowany. Obawiam się, że zostanę zapomniany. Pomimo tego, że jestem, staram się i kocham, to zgadzam się, jestem gdzieś poza granicą wyobraźni. Jestem tylko zlepkiem liter i bitami głosu przenoszącego przez fale radiowe. Jestem tak zwanym kotem Schroedingera. Jestem, a jednocześnie mnie nie ma. Choć nadal odczuwam i żyję, to z daleka i nie idzie odczuć mojego ciepła.
Drogi obserwatorze, czy też tak czujesz, kiedy znikasz i zostawiasz kogoś za sobą, nawet jeśli motywacje są szlachetne?
Alexander
Subskrybuj:
Posty (Atom)